Od jakiegoś czasu miałam ochotę na filiżankę. Ale nie taką malutką, jakich wszędzie pełno. Marzył mi się trochę większy rozmiar, żebym cały czas nie musiała sobie robić na nowo herbaty. Takie trochę przedrzeźnianie i karykatura klasycznej filiżanki i związanej z nim ceremonii picia – czy to herbaty czy kawy. Czasem myślę, że się starzeję…
Jedno z pierwszych zdjęć zrobionych nową zabawką. Testowałam głównie światłoczułość, która rzeczywiście jest niesamowita – tak jak zapewniał producent ;). Przy okazji stwierdziłam, że sałatka z cykorii, endywii, awokado i pomidora z uwagi na bogactwo kolorów jest całkiem wdzięcznym obiektem ćwiczeń ;).
Są przepiękne, długo stoją, i jak to żywe kwiaty – niesamowicie rozświetlają wnętrze. W tej chwili mam u siebie już trzeci bukiet z rzędu. Głównie dlatego, że bardzo podoba mi się trzymanie wazonu z bukietem w pokoju oraz dlatego, że w sklepie obok 10 szt. kosztuje zaledwie kilka złotych. Mała rzecz, a cieszy. I wiem, że nie tylko mnie 😉
W promocji dorwałam sadzonkę melisy cytrynowej. Przepięknie wygląda na parapecie i rośnie jak na drożdżach. Doskonale się nadaje do przyprawiania wody. Wystarczy wrzucić kilka listków i zostawić na noc w szklance. Ewentualnie zalać je odrobiną wrzątku i dopełnić zimną wodą po kilku-kilkunastu minutach. A przy okazji ładnie wygląda w szklance 😉
Zdałam sesję i z tej okazji dostałam kwiatki, a właściwie kwiatka od M. 🙂 O niego więc będę dbała szczególnie ;). Ktoś może wie co to za roślinka?
I na koniec jeszcze mój obiad ostatnich dwóch dni. Pełnoziarniste penne, pesto i ser typu feta w kosteczkach. Cudo! To zestawienie smaków wyjątkowo mnie urzekło. A przy okazji jest ekspresowe w wykonaniu. Wyczuwam je częściej 😉
swietny post! bardzo kolorowo u Ciebie z tymi kwiatkami! 😉
Też przydałoby mi się wyeliminować czekoladę, ale jestem strasznym łasuchem;/
Co do żonkili, to prawda!!! 🙂 Cieszą nie tylko Adorosę! 🙂