O wyżej zaprezentowanym specyfiku dowiedziałam się przypadkiem, przeglądając fora internetowe w poszukiwaniu niedrogich a skutecznych sposobów na walkę z cerą.
Maść ta znana jest już od pokoleń. W rozmowie z moją mamą dowiedziałam się, że już jej babcia (czyli moja prababcia Hanka, która była aptekarką), stosowała tą maść i zalecała ją swoim klientom. Mam jakieś większe zaufanie do sprawdzonych przez lata leków :).
Jej głównym działaniem jest niwelowanie stanów zapalnych i odprowadzanie wydzieliny ropnej znajdującej się pod powierzchnią skóry. A wiec świetnie sprawdzi się na stany zapalne z widocznymi wypryskami. Równie dobrze radzi sobie też z moją zmorą – dużymi, bolącymi zmianami podskórnymi.
Za szaloną kwotę ok. 3 zł nabyłam więc jakiś rok temu tubkę maści i od tamtego czasu ratuje mnie w wyjątkowo paskudnych przypadkach.
Stosowanie jej nie należy do najprzyjemniejszych. Jak już pisałam wyżej pachnie i wygląda jak asfalt. Nie wchłania się i mocno brudzi; przy jej używaniu nie polecam dotykania się po twarzy czy pójścia spać – wszystko będzie upaćkane brązową, oleistą substancją. Zdarza mi się, że przy używaniu jej, czuję lekkie mrowienie pod skórą.
Mam ją i przyznam, że zawsze kupuje, bo świetnie działa na ropę a także na pryszcze, gdy boli mnie skóra i wiem, ze za kilka dni bedzie wielki to smaruje nią i schodzi 🙂
Dokładnie tak 😉
Na duże bolącą mi pomogła detreomycyna 🙂 Chyba tak sie to piszę ale mogłam zrobić literówkę 🙂
Ale Detreomycyna to niestety jest antybiotyk. A ja ich się staram unikać jak ognia 🙂 Choć oczywiście nie zawsze można 🙂
W sumie to nigdy nie używałam…
muszę wypróbować, jeszcze nie słyszałam o tej maści.. 🙂