Lubię porządek, szczególnie w kwestii działań jakie mam podjąć. Bez jasno określonych celów gubię się, wiem co robić tylko w krótkiej perspektywie. W efekcie wkrada mi się w życie chaos i tracę – czas, pieniądze, nastrój. Postanowiłam posprzątać 😉
Jestem po robocie. Wyznaczyłam sobie dwanaście poważnych celów na 2015 rok (nie, nie odpowiadają one konkretnym miesiącom.). Niżej zamierzam opowiedzieć jak do tego doszłam i jak to dla mnie działa. Zanim skonstruowałam własne wytyczne, poświęciłam sporo czasu na zapoznanie się z receptami innych na tą kwestię. Prześledziłam mnóstwo książek, blogów, wywiadów z tymi, którzy odnieśli sukces i wskazówek na Pintereście. Dzięki tej pożywce dla swoich pomysłów, określiłam swoje zasady.
Przede wszystkim, zanim wyznaczę cel, muszę wiedzieć jaki dokładnie efekt chcę osiągnąć. Na potrzeby tego posta posłużę się statystycznie najczęstszym postanowieniem noworocznym – „Chcę schudnąć„.* Tyle, że samo to stwierdzenie to jeszcze nie cel, a jedynie pobożne życzenie.

Ale to jeszcze nie wszystko, ponieważ samo określenie konkretnego celu co prawda już daje pogląd konkretny termin wykonania, potocznie zwany deadlinem. Rozbudowując więc dalej, np. „Chcę schudnąć 20 kg do końca 2015 roku„. Tak uzbrojona w cel mogę przystąpić do jego realizacji.
na to co trzeba zrobić, ale stwarza ryzyko przepychania celu przez kalendarz w czasie. Tak więc należy założyć
Ale jak? No właśnie. Trzeba określić narzędzia, które pomogą w realizacji takiego celu. Jeżeli więc zakładam chęć utraty wagi, określam co muszę w tym celu zrobić. Np. zmiana diety, zmiana trybu życia, zaktywizowanie się itd.
Tyle, że z własnego doświadczenia wiem, jak boleśnie zniechęcają ogromne, odległe cele. Skutecznym sposobem na poradzenie sobie z taką presją jest podzielenie celu na pomniejsze, pośrednie cele, czy też raczej kroki, które doprowadzą do celu.
Angażuję więc pierwsze z brzegu narzędzie, jak zmiana diety: wybór odpowiedniej strategii, dobór produktów żywieniowych, określenie pór posiłków, rozpisanie tygodniowego porządku zakupów, gotowania i konsumpcji itd.
Na koniec, określam do kiedy realizuję jaki krok. I jeżeli stwierdzam, że należy wyeliminować z diety czekoladę (wiem, szaleństwo!) to stwierdzam, że należy się z tym uporać do końca stycznia. Łatwiej się podjąć takiego zadania, niż wyłącznie zadręczać się mantrą „chcę schudnąć„, a przecież jest to środek niezbędny do osiągnięcia mojego celu.
Dodatkowo, określiłam wagę celu. Kolejność w jakiej je zapisałam na liście określa, jak poważnie podchodzę do każdego z nich. Określenie ich było bardzo proste – wyobraziłam sobie, w jakim miejscu chcę być za rok – jak ma wyglądać moje życie, jak chcę się rozwijać i czego oczekuję od życia. Pozostaje więc tylko automotywacja, o której opowiem za jakiś czas i do pracy! A relację z tego jak mi poszło zdam za rok.
* Na podstawie statystyk z poprzednich lat prowadzonych przez OBOP oraz University of Scranton.
No nie… z czekolady nie zrezygnuję ;] Ale zrobiłem coś innego już w ubiegłym roku zrezygnowałem z glutenu. Ale jak napisałaś małymi krokami, na dzień dobry nie dam rady łyknąć encyklopedii co z czym i dlaczego tak ;]
Tak, to prawda. Dążąc do celu małymi kroczkami można osiągnąć sukces. Powodzenia!:)
Co prawda dieta to tylko przykład, ale trafny ;). Co do glutenu – myślałam kiedyś o diecie bezglutenowej, ale chyba jestem na to za leniwa.
Dzięki! 🙂 Każda ilość się przyda 😉
Trzeba się tylko dowiedzieć gdzie jest i tego unikać. Ale dopóki nie było u mnie problemu, to mi to nie przeszkadzało. Teraz to co mówię, brzmi jak bajanie fanatyka. Jednak sam jestem zaskoczony pozytywnymi rezultatami.
W domu jedzenie nie stanowi problemu, gorzej bywa z jedzeniem na mieście.