Spośród deszczu, mgły i jesiennych liści wyłania się nowy sort przydasiów. Dlatego opowiem o tym, co było przydatne w październiku. Tym razem nie było tego zbyt wiele ;). Przy okazji dodam, że to już piąty raz, jak opowiadam o przydatnych w październiku!
Na listę trafiły tylko trzy obiekty:
- Bieżączka – czyli określenie na sprawę czy sprawy bieżące, te do załatwienia. To chyba pierwszy raz w historii bloga i kanału YouTube kiedy przydasiem jest słowo. A to dlatego, że wyjątkowo mnie urzekło. Jest czymś pomiędzy chorobą, piszczotliwym określeniem, a rafaello – bo wyraża więcej niż tysiąc słów.
- Cytrusowy ocet – uwielbiam sprzątać octem. Po latach używania go w domu, za każdym razem kiedy wchodzę do pomieszczenia i czuję ocet, myślę sobie „o, czysto!”. Jednak wiem, że sam w sobie ten zapach nie jest zbyt przyjemny. Okazało się, że świetnym patentem jest po prostu namoczenie w occie skórki z cytryny czy limonki. Taki ocet ma przepiękny, cytrusowy zapach i praktycznie nie czuć samego octu. A przy okazji, skórka ma jeszcze jedno zastosowanie 🙂
- Lampa budząca – tak jak kocham jesień i zimę, tak jedynym co mi przeszkadza w drugiej połowie roku jest brak światła. I między innymi dlatego ciężko mi się wstaje. Okazuje się że doskonałym sposobem na to jest lampa budząca, która 30 min przed budzikiem zaczyna się powolnie rozjaśniać. Dzięki temu nie jestem aż tak ogłuszona kiedy się budzę. Kosztowała 15 euro, a tyle radości.
W tym miesiącu jakoś nie popisałam się długą listą przydasiów. Lepesze to niż wymyślanie na siłę, w moim odczuciu. A Tobie co było przydatne w październiku :)?