Udał mi się grudzień. Był intensywny, pełen przygotowań do podróży, a potem zdominowany przez wyjazd. Dlatego przydatne w grudniu nie są na bogato, bo moje skupienie było gdzie indziej. Na rodzinie, przyjaciołach i dobrym jedzeniu. Za to te przydasie są solidne, bo wykute w ogniu braku czasu.

Na pierwszy ogień poszedł termofor foka. Tak jak opowiadałam w jednym z vlogmasów, męczyło mnie przeziębienie. A jego najdotkliwszym aspektem było zapalenie ucha. Pamiętając poradę koleżanki sprzed roku, spróbowałam rozgrzewania. I okazało się, że to był strzał w dziesiątkę. A oprócz tego można nim rozgrzać stopy czy inną część ciała, która akurat tego wymaga. Mój jest z Primarka, ale z tego co widziałam na Allegro też jest sporo tych gagatków.

Drugim punktem na liście są szminki od Charlotte Tilbury. Nie powiem, tanie to one nie są, a mnie skusił Instagram. Ale nie żałuję! Przede wszystkiem jestem zachwycona formułą. Usta są nawilżone, a kolor jest delikatnie satynowe. Oba kolory, które kupiłam i pokazuję w filmie są charakterystyczne, a jednocześnie bardzo uniwersalne. A dowodzi tego chociażby fakt, że kupowałam je w ciemno a i tak jestem w nich zakochana. Oprócz tego w obu przypadkach zachwyca mnie opakowanie, a szczególnie wersja z gwiazdnym pyłem.

A ostatnim punktem programu jest książka Marka Orzechowskiego W Belgii czyli gdzie? Jest to bardzo szeroka analiza tego czym jest Belgia, kim są a kim nie są Belgowie i czy w ogóle istnieją. Zahaczamy tu o historię, socjologię, antropologię, a wszystko z perspektywy Polaka. Dla mnie szalenie ważna pozycja, tłumacząca gdzie ja się właściwie znalazłam i między jakimi ludźmi. Serdecznie polecam czytanie o miejscu, w którym żyjecie. Daje to nową, szerszą perspektywę. I to już wszystko co okazało się przydatne w grudniu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *