Stwierdziłam, że przyda się mały update sytuacyjny. Jeszcze niedawno opowiadałam o tym, że rzuciłam pracę. A teraz zaczęłam nową. I jeszcze pomiędzy tym wszystkim, znaleźliśmy chwilę żeby wyskoczyć na wycieczkę do Dinant.
Zdalny pierwszy dzień pracy
Pewnie byłoby mi łatwiej, gdybym mogła pójść przynajmniej na początku nowej pracy do biura. Ale przyznam szczerze, że widzę też kilka zalet rozpoczynania pracy zdalnie. Mam sporo szczęścia – nowa firma była doskonale przygotowana do takiej sytuacji. Dzięki temu z odpowiednim wyprzedzeniem dostałam paczkę ze sprzętem, a pierwszego dnia zostałam powitana na video callu.
Jeżeli chodzi o wspomniane zalety, to przede wszystkim łatwiej zapamiętać kto jest kim i jak się nazywa. Widząc kogoś na video chacie od razu mam podpis z nazwiskiem. Co bywa trudne w relacji bezpośredniej, szczególnie jak mówimy o imionach i nazwiskach we wszystkich językach świata.
Drugą zaletą jaką daje zdalny pierwszy dzień pracy jest kameralność. I w zasadzie sama na to nie wpadłam, uświadomiła mi to koleżanka. Dalej siedzę sobie w domu, w dresiku (przynajmniej na dole :P) i nikt mnie nie obserwuje. Zdążę więc poznać trochę ludzi, biznes i procedury zanim tak de facto zostanę rzucona w biurowy żywioł. No nie narzekam! 😉
Widokówka z Dinant
Jeszcze zanim zaczęłam nową pracę, wybraliśmy się na szybką wycieczkę do Dinant, miasteczka w Wallonii. Jako, że była to pierwsza eskapada po izolacji, stwierdziliśmy, że zaczniemy od czegoś mniejszego. I wszystko się zgadza, to bardzo niewielkie miasteczko.
Szczerze mówiąc, nie polecam odwiedzania tego miejsca jeżeli ktoś turystycznie wybiera sie do Belgii. Są po prostu ciekawsze destynacje. Dinant jest baaardzo malownicze. Położone w dolinie rzeki, z zapierającymi dech w piersi widokami z urwiska, na którym znajduje się cytadela. Ale szczerze mówiąc, oprócz samej cytadeli, kościoła i muzeum Adolfa Saxa, nie ma tam za wiele do zwiedzenia. Jako, że miasteczko jest małe, jest też dość tłoczno. Dlatego nada się na wypad dla kogoś, kto mieszka w Belgii nieco dłużej, ale to w zasadzie niezbyt specjale miejsce.
Nie zmienia to jednak faktu, że dzień spędziliśmy bardzo przyjemnie. Dobrze jednak od czasu do czasu wyjść z domu, i jak mówi moja teściowa – przewietrzyć futro ;).