Wiem, że na pierwszy rzut oka wydaje się, że otarcia ud to tylko problem ludzi grubych. Nie będę też udawała, że nie jestem gruba ;). W pierwszym odruchu, zapewne pomyślisz sobie „wystarczy schudnąć, i po problemie”. Tyle, że problem podrażnienia skóry na udach kojarzę też z sezonów letnich ładnych parę kilogramów temu. A proces tracenia wagi nie jest szybki. I do tego czasu trzeba sobie radzić.
Ten problem nie dotyczy tylko mnie, nie dotyczy tylko dziewczyn plus size. Bywa, że budowa nóg, kąt obrotu kości biodrowej i szerokość miednicy powodują przylegające uda. Ot, taka uroda. Uważam, że jak z każdym tego typu problemem należy walczyć. Sposób się znajdzie i nie warto się męczyć.
Smarowanie i pudrowanie na nie
Wypróbowałam już chyba wszystko co proponował Internet. Były pudry, zasypki, żele (aloesowy, intymne), oleje, parafiny, wazeliny. Oprócz tego kremy typu anti-friction, kremy dla dzieci. Chwilę po użyciu wszystkie te środki albo spływały, albo wysychały, za to pojawiały się otarcia ud. Najbliższa ideału okazała się silikonowa baza pod makijaż. Rzeczywiście dawała nieco dłużej ochronę przed ocieraniem, ale niedostatecznie długo jak na moje oczekiwania. Poza tym, po każdym użyciu musiałam pamiętać żeby odpowiednio oczyścić skórę olejami. Ostatnie na co miałam ochotę to zapchane pory i wypryski na wewnętrznej stronie ud.
Opaski i pończochy też nie
Tu też była skucha. Próbowałam i pończoch i samych opasek. Tyle, że one są rozwiązaniem na jeden, może dwa razy. Po tym czasie taśmy silikonowe się rolują i po wszystkim. Jak na przeciętną ich cenę, to zdecydowanie nie warto. Poza tym, opaski jak dla mnie nie chroniły całej powierzchni, którą mogłam potencjalnie obetrzeć. Ale przyznaję, że wyglądają całkiem seksownie.
Tylko bariera mechaniczna
Po wielu próbach i otarciach ud, doszłam do jednego podstawowego wniosku. Potrzebuję bariery mechanicznej, która będzie zabezpieczała skórę na odpowiedniej długości uda, ale jednocześnie będzie oddychać. Jako, że problemy wywołuje tarcie, odpadają kosmetyki i pudry. Albo się wchłoną, albo spłyną z potem. A nie o to chodziło, bo mnie nie interesowały rozwiązania na 5 minut. Chciałam czegoś, co sprawi, że mogę w spódnicy latem iść na wycieczkę lub kilku godzinny spacer bez obaw o swoją skórę.
Skuteczny sposób nr 1: Spodenki typu pół-halka
Chodzi tutaj o bardzo leciutkie, nieprzylegające spodenki, które z jednej strony dają przepływ powietrza pod spódnicą, a z drugiej stanowią barierę ochronną pomiędzy udami. I tak, to jest dodatkowa warstwa materiału. W 35 stopniach, w których niedawno założyłam je pod sukienkę na pewno było mi gorącej. Ale skóra na udach pozostała nietknięta. Dla mnie, taki walor jest wart tego umniejszenia komfortu. Coś za coś!
Osobiście korzystam z półhalek spodenkowych polskiej firmy Mewa. Rozmiarówka jest bardzo szeroka – od małych rozmiarów do bardzo dużych. Są wykonane z wiskozy, a więc naturalnego materiału roślinnego, o spocie jedwabnym. Więc też całkiem nieźle się prezentują i są bardzo przyjemne w dotyku. Mam dwie wersje – skróconą i dłuższą z koronką (super pod sukienki maxi). Koszt to ok. 60-70 zł za parę. Biorąc pod uwagę ich trwałość, uważam, że się opłaca. Dodatkowym walorem jest też to, że nawet jak mnie podwiewa, to nikt nie ma szans zobaczyć moich gaci ;).
Skuteczny sposób nr 2: Taśma fizjoterapeutyczna
Jeżeli nie mam ochoty na spodenki, to korzystam właśnie z taśmy. Sprawdzi się też lepiej przy dopasowanych sukienkach. Chodzi tutaj o taki rodzaj plastra stosowany przez fizjoterapeutów do stabilizowania określonych mięśni, naciągania itd. Ma ona kilka zalet. Przede wszystkim świetnie się trzyma. Przynajmniej ta, którą kupiłam na Amazonie. Nie przesuwa się, nie zjeżdża, nie odkleja się pod wpływem wilgoci. Jednocześnie jest oddychająca, więc skóra pod nią się nie odparza. Zdecydowałam się na taką o szerokości 7,5 cm, ciętą z rolki żebym mogła swobodnie manewrować jej wymiarami tak jak mi wygodnie.
To rozwiązanie wymaga nieco więcej wprawy niż spodenki. Przede wszystkim, polecam wypróbować to na spokojnie w domu, poobserwować swoją skórę. Z jednej strony, żeby zidentyfikować które dokładnie partie skóry zakleić. Z drugiej, żeby wychwycić ewentualne uczulenie. Osobiście początkowo próbowałam przyklejać plastry w pionie. Jednak po paru próbach stwierdziłam że lepiej sprawdzają się dwa krótkie pasy poziome. To już kwestia anatomii danej osoby. Zdejmowanie wymaga nieco cierpliwości i przytrzymania skóry żeby jej niepotrzebnie nie naciągać. A bezpośrednio po proponuję użyć oliwki żeby rozpuścić pozostały na skórze klej.
OSTRZEŻENIE: Jak słusznie zauważono w komentarzach, taśma fizjoterapeutyczna służy przede wszystkim do odpowiedniego naciągania lub stabilizowania mięśni!!! W związku z tym, w celu ochrony skóry należy stosować ją z dużą ostrożnością. Najlepiej unikać naciągania samej taśmy (przy okazji chroniąc przed naciąganiem skórę) i stosować to raczej jako rozwiązanie na określone okazje. W użytku codziennym, najlepiej to skonsultować wcześniej ze specjalistą.
Nie jestem uwięziona w spodniach
Zanim doszłam do tego co dla mnie działa, w sezonie letnim czułam się uwięziona w spodniach. Ponieważ jedynie albo długie spodnie, albo takie co najmniej do kolana powodowały, że mogłam normalnie chodzić. I być może dlatego byłam tak zdeterminowana w testowaniu kolejnych rozwiązań. Dlatego nie boję się powiedzieć, że te dwa sposoby na bank się sprawdzą u każdego. Więc jeżeli otarcia ud są czymś, czego doświadczyłaś na nomen omen własnej skórze, spróbuj. Poczujesz różnicę.
Zgadzam się z panią od lat noszę reformy z jedwabiu wiskozowego są rewelacyjne i przyjazne dla ciała. Skutecznie chronią.
Zgadzam się z panią od lat noszę reformy z jedwabiu wiskozowego są rewelacyjne i przyjazne dla ciała. Skutecznie chronią.
Bardzo dobre polskie produkty