Zmęczyłam się. To pierwsze co mi przyszło do głowy, żeby podsumować naszą niedawną podróż. No i polskie smaki – czyli to za czym tęskniliśmy trochę od grudnia.

A w zasadzie najbardziej chodziły za mną te polskie smaki od maja, gdy skończył się nasz zapas ogórków kiszonych. Oprócz tego, zapytana przez babcię czego brakuje mi w obcym kraju, przytoczyłam jeszcze twaróg i chleb. Aczkolwiek ten ostatni już znaleźliśmy w miarę przyzwoity też na miejscu. No i lokalna kuchnia też ma swoje uroki. Mule, sery czy frytki.

Oprócz tego, ulrop mieliśmy krótki i typowo rodzinny. Co prawda nie wypoczęliśmy fizycznie, ale zgodnie stwierdziliśmy, że dobrze nam to zrobiło w głowie. Nawet te pare dni dało nam odpoczynek psychiczny. Już się nie mogę doczekać stycznia i odnowienia puli urlopowej, żeby zrobić powtórkę.

Swoją drogą, w domu rodzinnym miałam prawdziwe National Geographic. Chociaż jeżeli obserwujesz mnie na instagramie to już widziałaś. Moi rodzice tak wytresowali jeże, że przychodzą pod same drzwi na tarasie i to w środku dnia. W Belgii mam tylko wiewiórki i lisy, więc miła odmiana.

No i powiem szczerze, że podróże w pandemii są dość męczące. Zwykle do Belgii jedziemy z noclegiem po drodze. Obecnie ze względów sanitarnych nie można nocować (chyba że mając test lub przechodząc kwarantannę), więc podróż zaliczyliśmy na raz. Kilkanaście godzin jazdy, w tym korki i mieliśmy dość wszystkiego na kilka dni. Ale już wracam do siebie i biorę się za nowe materiały :).

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *