W lutym przerobiłam zimę zarówno w głowie, na głowie jak i w naturze. A towarzyszło mi w tym procesie kilka rzeczy, które okazały się wyjątkowo przydatne w lutym.
LINK DO FILMU
Bez puszenia
Jedną z rzeczy, która mnie zaskoczyła w Brukseli była woda. Powiem szczerze, że tak twardej wody to ja nigdzie indziej nie widziałam. Każda jedna niewytarta kropka wody zostawia natychmiast swój obrys na blacie, umywalce, baterii itd. A to się odbija na kondycji moich włosów. Gadałam o tym rok i w końcu zaopatrzyłam się w słuchawkę prysznicową z filtrem. Nie powiem, miałam poważne wątpliwości czy to będzie działać. Ale działa. Tak po prostu, a moje włosy w końcu dały się ujażmić. Przy okazji mam też mniej plam z kamienia w okolicach wanny i gładszą skórę. Warto było wydać te 12 euro.
Efekt blowdry
I w zasadzie nie wiem nawet czy moje zadowolenie z włosów w lutym zasługa bardziej miękkiej wody czy gadżetu, którego zaczęłam intensywnie używać. Mianowicie chodzi o szczotkę suszącą Remingtona. Już wcześniej byłam zadowolona z tej marki – moja prostownica tej firmy ma w tej chwili chyba z dziesięć lat i dalej fantastycznie działa. A ta suszarka daje mi to, czego dotychczas sama nie umiałam osiągnąć – efekt włosów wyciągniętych na szczotce. Używając zwykłej syszarki nigdy mi nie wychodziło. Nie umiałam skoordynować rąk i najczęściej odpuszczałam. Z tą obrotową suszarką ten efekt robi sie wręcz sam. A przy okazji włosy są ładnie, po hollywoodzku odbite od nasady.
Złamane Obcasy
Ponieważ dużo słucham, w efekcie też często szukam – zarówno audibooków jak i podcastów. I poszczęściło mi się gdy trafiłam na Złamane Obcasy. Gdyby nie to, że zajrzałam tam po wywiad z Janiną Daily, to sama bym nie spróbowała. Tytuł nie brzmi przynajmniej w mojej opinii zachęcająco. Nie znałam też Julii Oleś, czy też Fabjulus. A się okazało, że jest czego posłuchać. Doskonałe w tle do innych, fizycznych zadań. Jest sporo psychologii (bardzo dobry odcinek o gaslighting), są wywiady, barwny język, co jakiś czas doprawiony odrobiną ironii i poczucia humoru. Niby łatwo konsumowalna treść, a jednak coś w głowie zostawia ;).
Wałek do cias… ciała
Przez większość tygodnia siedzę. A jak wiadomo, to nie jest zbyt zdrowe. Dlatego oprócz tego, że ogólnie staram sie ruszać, zaczęłam szukać mądrego ruchu. Takiego, który daje gibkość, rozluźnienie mięśni i zakres ruchów. Głównie dlatego, że poczułam na własnym ciele bardzo wiele napięć i przykurczy. Częściowo od siedzenia, częściowo od stresu.
Doskonałym remedium na te bolączki okazło się rollowanie. Zwykle połączone z porządnym rozciąganiem. I to takim, przy którym też można się spocić! Przynajmniej takie programy zapewnia Dominika z White Point Shoes. Ale roller przede wszystkim zrobił na mnie wrażenie. Regularnie rozbijając kluchy pokurczonych mięśni pleców, miednicy czy ud, dowiedziałam się co to znaczy rozluźnienie. Dalej pracuję nad systematycznością, ale efekt wygody bycia we własnym ciele po zmuszeniu się do treningu jest bardzo motywujący.
Marzec zaczynam z dobrą fryzurą, luzem w tyłku 😀 i odrobiną przestrzeni w głowie. A Tobie co było przydatne w lutym? 🙂