Szukając dwa lata temu mieszkania, zależało mi bardzo na osobnej przestrzeni do pracy. Wiedziałam, że w pewnej części będę pracowała zdalnie. Jednocześnie, chciałam skończyć z pracą w salonie i mieszaniem jej z resztą życia. I chociaż Michał nie był przekonany czy potrzebujemy biura, myślę, że z perspektywy czasu jest zadowolony. Szczególnie że razem ze mną zapragnął zmiany w biurze po roku pracy zdalnej.

Pierwotnie robiliśmy zobie biuro na szybko. Po przeprowadzce mieliśmy dużo na głowie więc poszliśmy po linii najmniejszego oporu. I ten stan biura służył nam świetnie przez prawie dwa lata, w tym ponad rok wyłącznie zdalnej pracy. Jednak stało się jasne, że to nie jest tymczasowa sytuacja i potrzebujemy porządnych warunków do długoterminowej pracy.

Ramię do monitora

Głównym motywatorem zmian okazał się fantastyczny wynalazek, jaki mój mąż sprowadził do domu, czyli ramię do monitora. Przyznaję, że zanim to zrobił nawet nie wpadłam na ten pomysł. A jednak ideę uwolnienia blatu pokochałam od razu. Niestety nasz stary blat stołu nie podzielał tego entuzjazmu. Jak to typowy, kartonowy blat z Ikea, ugiął się pod presją ciężaru. Stąd nastąpiła potrzeba wymiany blatu.

Na nowym blacie zdecydowałam się zamontować ramię do monitora razem z półką na latopa. I to był chyba zakup roku. Zaraz po tym jak wcześniej w tym roku wymieniłam monitor na nowszy. Dzięki temu, że zrówno komputer jak i monitor wiszą nad blatem, dostałam z powrotem sporo przestrzeni, a ekrany mam na wygodniejszej wysokości. I w każdej chwili mogę ją zmienić dostosowując do potrzeb.

Drewniany blat

Blat z Ikea oprócz tego, że był zdecydowanie zbyt miękki, okazał się też nietrwały. Zaledwie po dwóch latach był bardzo mocno naznaczony użytkowaniem. Ale nie ma w tym nic dziwnego, skoro była to najtańsza możliwa opcja. I dlatego tym bardziej chcieliśmy wymiany na coś znacznie bardziej trwałego. Padło na blat z drewna bukowego. Ładny, mocny i niestety cholernie ciężki. Na co dzień to ostatnie na szczęście nie ma znaczenia, ale wyszło nam bokiem przy montażu.

To co mnie zaskoczyło, to że trochę musieliśmy poszukać blatu w wymiarach, ktore nas interesują. Ikea ma bardzo zawężony dostęp do różnych głębokości. Dlatego Michał znalazł lokalny sklep / warsztat, gdzie z dużego blatu wycięto nam dwie płyty w interesującym nas rozmiarze. Potem tylko sesja szlifowania z lakierowaniem, wymiatanie pyły przez tydzień z salonu i byliśmy gotowi do zmiany w biurze.

Małe rzeczy

Oprócz dużych zmian jak blat czy monitor, na cały efekt odświeżenia składają sie drobne rzeczy jak np. kosz na kable. Genialny wynalazek dzięki którego nie jestem wiecznie zaplątana w spaghetti z kabli. Najlepiej w zestawie z gumowym uchwytem na kable, który powoduje, że nie trzeba ich wiecznie szukać na podłodze. I wreszcie bardzo subtelna zmiana, która poprawia mi nastrój – wreszcie mam miejsce na wazon z kwiatami na naszym głębszym blacie. I to taka wisienka na torcie, która jest świetnym podsumowaniem. Zmiany w biurze były przede wszystkim właśnie po to, żebyśmy się lepiej czuli pracując.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *