fbpx
Wszystko Pod Kontrolą

Zastanowiło mnie dlaczego ostatnimi czasy widzę bardzo dużo różnych sklepów internetowych, w których dominuje biżuteria vintage. Zaczęłam mieć więc wrażenie, że widzę więcej sklepów i okazów z drugiej ręki niż tych nowo wyprodukowanych.

To nie był przypadek

Trafiłam np. na Carat noir, czy Menina.amsterdam. Oba z przepięknymi, sentymentalnymi kadrami i regularnymi dostawami w sklepach internetowych. W pierwszej chwili myślałam, że po prostu lajkując wprowadziłam to do swojej internetowej bańki. Tyle, że nie tylko. Ponieważ mamy obecnie do czynienia z rosnącym trendem w biżuterii vintage. A badania pokazują, że tak będzie jeszcze przez następne 6 lat. Dlatego będziemy widzieć coraz więcej tego typu sklepów.

Vintage czy antyczna?

Warto jednak zaznaczyć, że jest różnica między biżuterią vintage a biżuterią antyczną. Jeżeli chodzi o tą pierwszą, to biżuteria vintage książkowo datowana jest na między 50 a 100 lat temu. Dlatego obecnie trzeba patrzeć na te obiekty, które zostały wyprodukowane między latamu 20. a 70. XX wieku. W to zalicza się np. mój ukochany okres Art. Deco. Dlatego myślę, że prędzej czy później skuszę się na coś z tej działki.

Za to wszystko, co zostało wyprodukowane dawniej niż 100 lat temu nazywamy już biżuterią antyczną. Wchodzą w to wszystkie przykłady z epoki króla Jerzego, Wiktoriańskiej, Edwariańskiej i Art Noveau. Dlatego często znajdziemy tu szlify typu old cut, czyli np. old mine cut czy victorian cut. To po prostu diamenty sprzed epoki nowoczesnego szlifu. Z jednej strony mają niepowtarzalny charakter zabytkowego obiektu, z drugiej oprócz wartości kamienia, niosą ze sobą wartość zabytkową. Chociaż często nie mienią się tak spektakularnie jak nowocześnie cięte kamienie. W jeszcze starsze wyroby nawet się nie zapuszczam, bo tam ceny już się robią naprawdę nieosiągalne.

Niemały koszt

Nie jest to tania impreza, szczególnie, że asortyment tych sklepów to często kamienie bardzo szlachetne jak szafiry, rubiny i diamenty. Szczególnie pożądane są np. egzemplarze z epoki edwardiańskiej (chociaż technicznie to już biżuteria antyczna, a nie vintage!). Co kończy się ceną zaczynającą się od 500 euro. I chyba tylko to mnie jak dotąd było w stanie powstrzymać przed zakupami.

Alternatywnie można się wybrać po prostu na targ staroci. Ale to już trudniejsza wersja. Nie dość, że trzeba poświecić sporo czasu, to jeszcze trzeba się przygotować. Wszelkie kwestie oznaczeń probierczych i cechowych to podstawa, co by nie wydać góry złota na niekoniecznie warte tego obiekty. Pomijam już zupełnie, że rozpoznanie określonej epoki czy trendu wymaga sporej wprawy. A do tego trzeba się liczyć z tym, że do ceny znaleziska trzeba doliczyć koszt odnowienia czy czyszczenia u złotnika. Z resztą, jak Cię to ciekawi w szczegółach, to zajrzyj do Kasi.

Pierścionki nienowe

Ta rosnąca popularność według mnie jest szczególnie widoczna w dziedzinie pierścionków. I wcale mnie to nie zaskakuje, bo jednak na pierścionki związane z okazjami, szczególnie zaręczynowe, prędzej wydajemy większe kwoty. Poza tym kupujemy je zwykle na dłużej, licząc że zostaną w rodzinie w formie pamiątki. Dlatego obiekt z historią, o dużej wartości doskonale nadaje się na tzw. heirloom.

Poza tym nie wiem jak Ty, ale ja z dzieciństwa kojarzę, że wiele starszych kobiet nosiło pierścienie nawet sporych rozmiarów i z tym do dzisiaj kojarzy mi się biżuteria starszych pań. Pewnie niekoniecznie były to faktycznie metale czy kamienie szlachetne. Niemniej, ładny, wysokiej jakości pierścionek ma potencjał posłużyć całkiem długo i przetrwać kolejną próbę czasu.

Ecofriendly?

Biżuteria vintage wpisuje się siłą rzeczy w trend biżuterii odpowiedzialnej ekologicznie. Kupując ją dajemy drugie życie już wytworzonej biżuterii. Potencjalnie więc obniżamy zapotrzebowanie na wydobycie nowych kruszców czy kamieni. Aczkolwiek to też nie do końca tak działa. Wydobycie złota od lat utrzymuje się na poziomie ok. 4000 ton rocznie. I zapotrzebowanie tu raczej nie słabnie.

Wiele marek uwielbia szczycić się użyciem kruszców z odzysku. Jest to o tyle zabawne że od dekad ok. 30-40% kruszcu w nowo wytworzonych obiektach pochodzi z przetopu. Więc nowatorskość kończy się tu na ogłoszeniu faktu. Dla większości konsumentów to pewnie nowość, a dla firmy jubilerskiej bezwysiłkowa reklama. Chcę przez to powiedzieć, że uważałabym z entuzjazmem w tej kwestii. I nawet jedna z moich ulubionych designersko marek Ana Luisa się tym reklamuje. I jakkolwiek ich lubię, tak ten konkretny fakt w ich reklamach mnie nie ekscytuje.

Jedyna w swoim rodzaju

Mimo wszystkich znaków zapytania i wątpliwości, lubię ten trend. Ma dwie cechy, które zdecydowanie cenię w biżuterii jako takiej – czyli długowieczność i niepowtarzalność. Sama noszę obrączkę po swojej prababci i niesamowicie doceniam historię, która się za nią kryje. Za to wiele okazów biżuterii vintage czy antycznej to ręczna robota, występująca w maksymalnie kilku egzemplarzach. Więc doskonale rozumiem ten rosnący szał na biżuterię vintage. Jedyne co zalecam wszystkim, na czele z samą sobą jest ostrożność.

Źródła:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *