Nie cierpię wiosny, bo wszelkie najgorsze czy najtrudniejsze rzeczy w moim życiu zawsze dzieją się między końcem marca, a pierwszą połową czerwca. Niby ładnie. Kwiecień i maj są bogate w cuda natury. Jednak zdecydowanie wolę inne pory roku pod kątem wszelkich trudności. Dlatego po przerwie opowiem krótko co się działo i jakie mam plany.
Wiecie, co mam na myśli
Więc pierwszym powodem, dla którego nie cierpię wiosny w tym roku jest sprawa rodzinna, o której już kiedyś wspominałam. Nie skończyło się dobrze – myślę, że wiecie co mam na myśli. Ale przez to dla nas obojga ostatnie dwa miesiące były koszmarem. I w zasadzie nie bardzo wiem, gdzie ten cały czas się podział. Skupiałam się na czymś zupełnie innym. Jako, że jest to dość intymna sprawa rodzinna, nie będę wchodziła w szczegóły. Ale jak to zwykle w życiu bywa, wywróciło nam to do góry nogami wszystko inne.
Zaszczepiona
Jednak pozytywem tej wiosny było to, że udało mi się jednak zaszczepić. Trochę przypadkiem, ale jednak Johnson&Johnson wpadł. Nie chwaliłam się tym od razu, bo mimo, że uważam, że każdy powinien się zaszczepić, chciałam to opisać rzetelnie. A to zabrało mi czas żeby zobaczyć czy będą jakieś powikłania po tej przygodzie.
Po samym szczepieniu nie było źle. Przez pierwsze 24h nie działo się kompletnie nic. Potem zaliczyłam kilka godzin gorączki i dwa dni kiepskiego samopoczucia. Dokładnie jakbym przeszła grypę bądź inną ciężką chorobę. Ale na 3 dzień wszystko już było w porządku. I od tamtego czasu zdrowotnie jest super. A przy okazji, mój pilny lot do Polski na początku maja okazał się mnie skomplikowany właśnie przez szczepienie. Straż graniczna puściła mnie dalej bez kolejki i liczę, że to zacznie być norma również w innych krajach. Bo powiem szczerze, że po tej koszmarnej wiośnie, potrzebujemy odpoczynku.