Mimo, że poprzedni miesiąc był psychicznie bardzo ciężki, stwierdziłam, że jednak nagram przydatne w maju. Głównie dlatego, że był parę drobiazgów, które w tym trudnym czasie stanowiły małe elementy normalności i przyjemności.
Barokowe perły
To ostatnio bardzo popularny modowy gadżet. Naszyjniki z pereł barokowych z zapięciem z przodu są taką lżejszą wersją klasycznego naszyjnika. Niby perły, ale już nie aż tak poważne czy eleganckie jak te regularne. Dlatego dużo lepiej pasowały mi do mniej formalnych ałtfitów. A jednocześnie z tym naszyjnikiem czułam się dużo bardziej ogarnięta, stąd uważam że była to jedna z rzeczy, które były przydatne w maju. Poza tym barokowe perły są dużo bardziej przystępne cenowo. I w zasadzie chyba każdy butik z modową biżuterią ma obecnie w ofercie podobny naszyjnik.
Relax Melodies
Mam wrażenie, że o tej aplikacji już kiedyś mówiłam, ale to było bardzo dawno temu. Od tamtego czasu ta aplikacja przeszła sporą metamorfozę. Oprócz podstawowej funkcji komponowania swoich własnych ścieżek relaksacyjnych, doszły nowe. Pojawił się cały dział dotyczący medytacji, który dopiero badam. Takie guided meditations są mocno popularne, więc logiczne że tego typu aplikacja je ma. Ciekawą nową funkcją są historie na dobranoc. To coraz bardziej popularny trend, żeby do zasypiania słuchać bardzo monotonnych, uspokajających historii. Najczęściej dzieje się w nich niewiele, dominują opisy przyrody i spokojnych scen. I chociaż akurat z tej ostatniej funkcji jeszcze nie korzystałam, to jej podstawowa wersja z komponowaniem własnej ścieżki bardzo ułatwiła mi samotne zasypianie, stąd okazało się to tak przydatne w maju.
Crocsy
Nigdy się nie spodziewałam, że pewnego dnia kupię crocsy. To kompletnie nie mój typ obuwia, ale tym razem powód był prozaiczny – nie bałaganić. Zarówno u Michała w domu jak i u moich rodziców, sporo brudu wnosi się do domu z podwórka na butach. Crocsy przy drzwiach to chyba najprostszy sposób żeby szybko zmienić buty i nie wnosić tyle brudu do domu. A, że są dostępne we wszystkich kolorach tęczy, to stwierdziłam, że różowe nadadzą się idealnie. Będzie to raczej dla mnie gadżet do użytku okazjonalnego, ale zdecydowanie jest to część listy tego, co okazało się przydatne w maju.
Kosmetyki Samarité
Przyznaję, skusiłam się po obejrzeniu mnóstwa pozytywnych relacji na Instagramie. Złożyło się to w czasie też z tym, że skończył mi się mój ulubiony żel do demakijażu z Fitomedu z Mydlnicą lekarską. Więc mimo, że te kosmetyki kosztują garniec złota, dałam się namówić. I pomijając cenę nie żałuję. Faktycznie zarówno Supreme Cleanser jak i Divine cream są super. Nie podrażniają, nie zapychają, a w przypadku kremu świetnie nawilżają. Chociaż zapach cynamonu w kremie chętnie bym wyeliminowała. Osobiście też raczej nie wierzę w krem 2w1 na dzień i na noc. Zwykle mam bardziej treściwy i odżywczy krem na noc i lżejszy, mocno nawilżający na dzień. W tym przypadku krem faktycznie sprawdził się w obu rolach, co było zdecydowanie przydatne w maju w podróży.
Jedynym aspektem, który fajnie byłoby poprawić są opakowania. Do to żelu jest w zasadzie ok. Ma fantastyczną pompkę, która daje bardzo małą ilość żelu, akurat na jedno mycie. Dzięki temu produkt zużywam oszczędnie. Jednak opakowanie kremu sprawia mało luksusowe wrażenie jak na cenę, którą za niego zapłaciłam. Natomiast do działania samych kosmetyków nie mogę się przyczepić.