To była nasza pierwsza przerwa od trzech lat. Ponadto po kilku bardzo trudnych miesiącach, potrzebowaliśmy chwili na odpoczynek i zdystansowanie się. I tak narodził się pomysł na włoskie wakacje. Które przy okazji spełniły wszystkie nasze oczekiwania. Jeżeli chcesz zobaczyć 5-minutowy skrót z tego wyjazdu, link jest poniżej:

Mieszkanie nad Gardą

Kierunek i dokładny obszar Włoch był trochę wypadkową różnych okoliczności. Przede wszystkim mieliśmy wygodny przelot z Brukseli do Werony. A, że w tym rejonie była też Wenecja, którą bardzo chciałam zobaczyć, stwierdziliśmy że zakwaterowanie z widokiem na Gardę to całkiem przyjemny pomysł. Dodatkowo ja się uparłam na zakwaterowanie z basenem, żeby móc pokorzystać z ciepłej aury i kąpać się do woli. I mieliśmy rację.

Znaleźliśmy pokój w przepięknym pensjonacie Il Gelso di Barcuzzi. Prowadzony jest przez panią Helen, która fantastycznie mówi po angielsku i jest wprost stworzona do bycia gospodynią. Przy okazji jest byłą nauczycielką i pasjonatką sztuki. Dlatego wszystkie wnętrza są pełne obrazów i niesamowitych książek. A ponadto razem z mężem uwielbiają uprawiać ogród, dlatego otoczenie pensjonatu jest wprost bajeczne. Można to też podziwiać z góry jedząc śniadanie na tarasie. Nawet już nie wspominając już o świetnym basenie (który był bardzo skrupulatnie czyszczony co rano).

Wenecja

To była pozycja na mojej liście rzeczy do zobaczenia. Po tym jak się jej człowiek naoglądał w filmach i Internecie, aż swędzi żeby samemu jechać. Nie zawiodłam się. Jedyne co mnie zaskoczyło, to że wszystko w Wenecji jest dużo mniejsze niż się wydaje na zdjęciach. Wcale się nie dziwię, że jest tam wiecznie tłok skoro plac św. Marka jest relatywnie mały i ciasny. A samo miasto jest tak bajkowe jak pokazują filmy, aż momentami nierealne. Aczkolwiek to co było dla mnie szokiem, to jak mało jest tam roślinności. Większość powierzchni zajmują budynki i ulice, przez co robi się tam szybko bardzo gorąco.

Natomiast po dniu chodzenia między kanałami mam wrażenie, że odwiedziliśmy wszystkie 417 mostów w tym mieście. Widać też jak niesamowicie inaczej wygląda świat transportu z perspektywy kanału. Nie spotkaliśmy tam żadnego pojazdu kołowego. Ambulans, śmieciarka, kurier – wszystko na wodzie. Włącznie z tramwajem, którym się przejechaliśmy. Doceniłam też bardzo mój kapelusz, który powodował, że nawet bez okularów na nosie mogłam się rozglądać nie ślepnąc od południowego słońca.

Lago di Tenno i Sirmione

Plany mieliśmy bujne dlatego wynajęliśmy samochód i jestem z tego powodu przeszczęśliwa. Dzięki temu objechaliśmy jezioro sycąc się fantastycznymi widokami. Jak napisał mi jeden znajomy, jest coś majestatycznego w połączeniu wielkiej wody i gór. Z resztą, obiad z takim widokiem w Riva del Garda był przez to utrudniony, bo ciężko się było zdecydować czy patrzeć na widoki czy na fantastyczne jedzenie.

Natomiast dylematów nie miałam jak poszliśmy nad jezioro Tenno. Aż ciężko uwierzyć, że woda nie w morzu i nie w tropikach może być tak lazurowa. A przy okazji okropnie zimna – szybko uciekłam z wody. No i samo zejście do jeziora nie jest przyjemne, bo brzeg jest kamienisty i mulisty na raz. Za to patrzeć mogłabym bez końca. Podobnie niesamowita była też plaża w Sirmione, nazywana Jamaican Beach. I coś w tym jest, że woda tam też jest lazurowa. Z kolei jednak tam nabrzeże jest pokryte kamiennymi płytami, a te glonami. Przez co jest dość ślisko i mało stabilnie się tam wędruje. Jakoś pomijając basen, nie miałam we Włoszech szczęścia do dobrego zejścia do wody. Co nie przeszkadzało mi stracić oddechu patrząc na widok jezior i gór w jednym kadrze.

Werona

Wyszła nieco przypadkiem. Bo wiedząc, że wylatujemy z powrotem z lotniska w Weronie i tam też musimy zwrócić auto, stwierdziliśmy że pojedziemy tam na końcu. I nie wiem czy to temperatura czy zmęczenie, ale wędrówka po mieście w samo południe była problematyczna. Często robiliśmy przystanki w miejscu żeby odpocząć, a ja mimo filtrów dorobiłam się oparzenia słonecznego.

Uparłam się też żeby wysłać w Weronie kartki i z perspektywy czasu myślę,, że to był kiepski pomysł. Wszędzie w okolicy turystycznej proponują Wam takie znaczki do kartek z kodem QR i nazwą GPS które wrzuca się do żółtych skrzynek. Tyle, że skrzynek zaznaczonych na mapie po prostu nie ma. Szukaliśmy ponad godzinę żeby się przekonać, że po prostu nas nabrano. Niby 2,60 euro to nie dramat, ale dalej szkoda. Polecam wyjść ze strefy turystycznej i kupić normalne znaczki włoskiej poczty.

Ale tak już pomijając narzekania, Werona to kolejne przepiękne miejsce. Oprócz miejsc związanych z Romeem i Julią, jest też niesamowite koloseum o którego istnieniu nie miałam pojęcia, mnóstwo pięknych kamienic i placów, a ponadto fantastyczne lody. Tylko nie idź w samo południe!

Włoskie wakacje

Mieliśmy sporo szczęścia na tych wakacjach. Pogoda dopisała a po pandemii nie ma jeszcze z powrotem aż takich tłumów. A ponieważ zorganizowaliśmy się sami, mieliśmy kompletną wolność wyboru tego co i kiedy chcemy robić. Chyba te włoskie wakacje spłaciły nam trochę karmiczny dług, który wszechświat u nas zaciągnął w tym roku.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *