To było jedno z tych miejsc, które od dawna chciałam odwiedzić, głównie dlatego, że mamy tak blisko. I paradoksalnie wyszło tak, że w tym roku odwiedzamy miasta na wodzie. Najpierw była Wenecja, a w zeszłym tygodniu w końcu Amsterdam. I był dokładnie taki jak się spodziewałam – stereotypy nie kłamią! W tym przypadku.
Holenderskie kamienice
Te wszystkie kanały, mosty i kamieniczki to prawda. Natomiast tym co mnie zaskoczyło jest skala. To niesamowite jak wiele budynków jest utrzymanych w lokalnym, charakterystycznym stylu. Całe śródmieście jest jak śliczna widokówka. Żałuję tylko, że jesień dopiero się zaczyna. Patrząc na żywo na ten krajobraz, zwykle pod pochmurnym niebem, aż poczułam, że brakuje tam rudych, złotych i brązowych kolorów jesieni. Chociaż przyznaję, że kwietniki na prawie każdym moście też robiły robotę.
Wszystkie kuchnie świata
Paradoksalnie, w ciągu tych kilku dni nie zjedliśmy chyba nieczego z typowej kuchni holenderskiej. Amsterdam oferuje tak wielką różnorodność kuchni z całego świata, że po prostu kusiło nas zbyt wiele miejsc. Finalnie byliśmy na fantastycznej kolacji w klimacie kuchni hinduskiej, na obiedzie w kuchni nepalskiej i fantastycznym sushi. Ewidentnie skręciliśmy kulinarnie w stronę Azji. Ale miałam też okazję zjeść chyba najlepsze śniadanie w życiu. Wracając dalej będziemy mieli sporo do odkrycia. A tym co mnie urzekło jest powszechność rezerwacji online. Chyba każde miejsce, w którym byliśmy dawało możliwość zabookowania posiłku z wyprzedzeniem, bez konieczności dzwonienia.
Jest co robić
To jest ten typ miasta, w którym nikt się nie nudzi. W zaledwie kilka dni nie byłam w stanie zobaczyć wszystkiego co mnie interesuje. Mimo, że brykaliśmy po 15-20 km dziennie. Dlatego zdecydowałam się na klasyki i miejsca, które mnie wyjątkowo interesowały. Jestem absolutnie oczarowana Rijskmuseum, które jest według mnie takim holenderskim Luwrem. Spędziliśmy tam 5 godzin, a można by spędzić i kolejne tyle. Bogato opowiedziana i ilustrowana historia Holandii. A przy okazji oprawiona w bardzo nowoczesną i łatwą w obsłudze formę zwiedzania. Wystarczy pobrać aplikację, zabrać słuchawki i zwiedzać. A w razie zmęczenia, muzealna kafejka oferuje opcje lunchowe, kawę i słodkości. Na pewno dużo ciekawsze niż Pałac Królewski, który z kolei nieco mnie zawiódł. Oprócz kilku rzeczywiście spektakularnych pomieszczeń, nie oferował zbyt wiele. Byłam też w muzeum i szlifierni diamentów, ale jeżeli jesteś ze mną na bieżąco, to już to wiesz.
Intuicyjne miasto
Tym, co mnie bardzo urzekło szczególnie w kontraście z Brukselą jest łatwość zwiedzania. Miasto jest bardzo intuicyjne, transport publiczny niedrogi i łatwy w obsłudze. Przy okazji poczułam ogromną ulgę, gdy przez cały tydzień absolutnie z każdym i wszędzie mogłam sobie porozmawiać po angielsku. Po francuskojęzycznych przeprawach, które mam na co dzień, to była prawdziwa ulga. Korzystałam na potęgę, gdzie tylko mogłam. I przyznaję, że chwilowo na Amsterdam i Holandię jako taką patrzę przez różowe okulary. Porządek zdaje się być inherentną częścią holenderskiej mentalności, w której chyba byłabym w stanie się odnaleźć. Zobaczymy czy będę miała kiedyś okazję.