Diamenty to trochę temat, który traktowałam z dystansem. Głównie dlatego, że im więcej na ten temat czytam, tym większe mam poczucie, że niewiele wiem. To ogromna dziedzina gemmologii, jubilerstwa, kulturoznawstwa i sztuki. Ale po wycieczce do Amsterdamu, wizycie w muzeum diamentów i szlifierni, stwierdziłam, że ugryzę temat jak na amatorkę przystało. Opowiadając o diamentach w ramach materiału dla początkujących, takich jak ja. Szczególnie, że jeden taki diament ukradłam. Przypadkiem, a w zasadzie przez brak wiedzy.

Zanim opowiem o tym, jak odebrałam samo Muzeum diamentów i szlifiernię, garść podstawowych informacji. To, że diamenty powstają z węgla chyba wiedzą wszyscy. Ale dla mnie nowością było, że to trochę jak zawartość pryszcza na cerze taki ziemi. Pod wpływem ciśnienia i temperatury, były wypychane z głębin ziemi (pomiędzy 140 do 200 km w głąb) bliżej powierzchni. I tak np. w południowej Afryce kopalnie diamentów zazwyczaj zlokalizowane są na terenach z określonym składem gleby, który sugeruje żyły diamentów. Które przy okazji są najtwardszym znanym minerałem. Mam wrażenie, że to nie przypadek, że przy okazji jednym z najpiękniejszych i najlepiej odbijających światło.

Miasto diamentów

Na każdym kroku w muzeum czytałam o Amsterdamie jako mieście diamentów. Ale kilkadziesiąt kilometrów na południe w Anwterpii usłyszycie to samo. Głównie dlatego, że diamenty były zwożone, wyceniane i szlifowane w rejonie Beneluxu od kilkuset lat. Więc jak zwykle, sukces ma wielu ojców. W międzyczasie wskutek wojen religijnych między XVI – XVII w. wielu rzemieślników z terenu dzisiejszej Belgii uciekło do Amsterdamu, by móc w spokoju żyć i pracować. Siłą rzeczy wzbogacili też diamentową historię tego regionu.

Nie dziwi mnie więc, że znajduje się tu najstarsza szlifiernia diamentów w regionie. I co fantastyczne, można ją zwiedzać i oglądać szlifierzy przy pracy. Tak jak w muzeum znajdziesz przykład historycznego koła, tak w szlifierni dwa domy dalej bardzo nowoczesne. A diamenty są tam szlifowane przy użyciu pyłu diamentowego i oliwy z oliwek. Także ten tłuszcz znajduje zastosowanie nie tylko w sałatce.

Cztery C

Wahałam się czy o tym pisać. Mam wrażenie, że cztery kryteria według których ocenia się diamenty są oczywiste. Chociaż to, że diamenty są dzięki tym kryteriom klasyfikowane w 16 tysiącach kategorii to już była nowość. Niemniej, stwierdziłam, że skoro to materiał dla początkujących to jednak przypomnę.

Diamenty wyceniamy na podstawie wagi (carat), koloru (color), szlifu (cut) i czystości (clarity). Wiadomo, że im większy, czystszy, bielszy i lepiej oszlifowany, tym będzie droższy. I tak np. kilkukaratowy diament w szlifie brylantowym, oceniany jako kolor D i czystość VS1, który miałam okazję przymierzyć do swojej dłoni, to koszt jakichś 50 tysięcy euro.

Przy okazji dodam, że warto zwracać uwagę na certyfikaty. Z jednej strony taki certyfikat np. GIA potwierdza jakość i wartość kamienia, które jako amator ciężko samemu ocenić. Za to nabrać się i stracić sporą kwotę już łatwiej. Podobnie nie chciałabym kamieni z niepewnego źródła. Krwawe diamenty i finansowanie wojen za pomocą kamieni szlachetnych to niestety dalej istniejący problem. Dlatego wolę się upewnić że przy wydobyciu moich kamieni zastosowano proces Kimberly. Natomiast wymagań dotyczących kamieni można mieć znacznie więcej.

Diamenty na żywo

W mojej okolicy jest sporo miejsc z biżuterią i jej historią, więc nie mogłam odpuścić wycieczki do Muzeum Diamentów w Amsterdamie. I przyznaję, że dość mocno się zawiodłam. Jest tam sporo wiedzy, ale niewiele samych diamentów. Większość wystawowych obiektów to repliki z cyrkoniami. Chociaż diamentowa czaszka goryla faktycznie zrobiła na mnie wrażenie. Niemniej, Muzeum Diamentów DIVA w Anwterpii podobało mi się dużo bardziej, było lepiej wyposażone w eksponaty i ciekawiej osadzone w kulturze.

Dosłownie dwa domy dalej od muzeum, mieści się siedziba Royal Coster, szlifierni diamentów z tradycjami. Trudnią się tym rzemiosłem od 1840 r., a obecnie zapraszają na zwiedzanie. W wersji bezpłatnej, można podziwiać niewielką ekspozycję i obserwować szlifierzy przy pracy. Ja zdecydowałam się na wersję Royal Experience. Dzięki temu w wycieczce towarzyszył mi przewodnik. Załapałam się na osobistą wycieczkę, ciekawy wykład o diamentach z uwzględnieniem kryteriów 4C. A w bonusie mój przewodnik zaprosił mnie na oglądanie kamieni, co było bardzo ciekawym doświadczeniem. W sumie było to bardzo ciekawe pół godziny.

W ogóle jest to miejsce warte odwiedzenia, szczególnie że jest w dzielnicy muzealnej, zaraz obok Rijskmuseum czy Muzeum Van Gogha. Dla mniej dociekliwych ciekawostką będzie samo podstawowe, darmowe zwiedzanie. Jeżeli jesteś bardziej ciekawa, Royal Experience to doskonały pomysł. Jednak częścią tego zwiedzania jest pokaz diamentów z nastawieniem na sprzedaż. Jeżeli nie czułabyś się komfortowo z tym, że próbuje Ci się zareklamować produkty, to odpuść.

To dopiero początek

Inspiracją była sytuacja, ale to nie jest ostatni materiał jaki zrobię o diamentach. To tak fascynujące obiekty, że już teraz wiem o kilku innych zagadnieniach, które poruszę. Jako Typowa Sroka nie poprzestałabym tylko na tym krótkim wstępie. Jeżeli w międzyczasie chcesz wiedzieć więcej o diamentach, to polecam Kasię. Ona wie o nich o wiele więcej, również jako praktykująca jubilerka.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *