
Znam już siebie na tyle długo, że wiem jak dużym problemem jest niewyspanie. Zwykle dzięki źle przespanej nocy, wszystko idzie mi ciężej, a kolejne problemy się nawarstwiają. I żeby przerwać tą spiralę potrzebuję szybkich i relatywnie nieskomplikowanych rozwiązań. Z czasem więc wypracowałam sobie 3 sposoby na problemy z zasypianiem.
Jasne, że najlepiej byłoby prowadzić bardzo higieniczny tryb życia. Uprawiać zrównoważoną aktywność fizyczną, mieć lekką dietę wieczorną, niski poziom stresu i kończyć pracę z ekranami na co najmniej godzinę przed snem. Ale też nie będę się oszukiwała, że jestem w stanie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wprowadzić taki stan w ciągu tygodnia. Nie jestem i jakkolwiek się staram, nierzadko mi po prostu nie wychodzi. Miewam na przykład okresy w pracy, gdzie siedzę przed komputerem kilkanaście godzin i moja życiowa równowaga jest zaburzona. Miewam momenty rodzinnych problemów, które wywracają moją rutynę. Nie żyję po prostu idealnym życiem, więc potrzebuję też alternatywnych narzędzi w swoim wachlarzu.
Skanowanie ciała
Bardzo lubię takie triki, które pozwalają przerzucić most pomiędzy ciałem a umysłem. Często łapię się na tym, że jeżeli wyjdę z mojej głowy i złapię kontakt z ciałem, łatwiej mi się wyciszyć. A w końcu o to chodzi w śnie żeby i ciało i umysł zagrały razem. Niedawno opowiadałam o tym, jak zatrzymanie gałek ocznych pomaga w ruminacjach. A więc skanowanie ciała jest według mnie w podobnej kategorii. To taka technika z zakresu uważności, w ramach której skupiam się na swoim ciele.
Zaczynam od palców stóp i powoli poprzez śródstopie, piętę, kostkę i łydkę idę w górę. Skupiając się na danej części ciała rozważam czy jej ciepło, czy coś mnie boli, czy czuję przepływ krwi, jaki czuję dotyk na skórze. Z jednej strony wstrzymuję tym bieżączkę myśli w głowie, a z drugiej po pewnym czasie staje się to tak monotonne, że zasypiam. Zwykle gdzieś na odcinku między kolanami a brzuchem.
Mantra
Słysząc mantra, od razu przed oczami widzę buddyjskiego mnicha, mantry i kadry z Bollywoodzkich filmów. Ale nie twierdzę, że trzeba sobie puszczać Czasem słońce, czasem deszcz do zasypiania. Wręcz przeciwnie, moje 3 sposoby na zasypianie są dużo cichsze. Bardziej chodzi mi o skupienie się na samej czynności powtarzania w nieskończoność słowa czy frazy. Cicho, w myślach i samodzielnie wybranej. Zwykle wybieram sobie bardzo proste słowo na przykład sen. I powtarzam tak długo aż odpłynę faktycznie w… sen.
Mechanizm jest dość prosty. Z jednej strony, zastępuję strumień myśli w głowie. Nie zawsze jest to proste, szczególnie jak akurat mój poziom ogólnego stresu wystrzelił poza skalę. Ale jak już po kilkudziesięciu powtórzeniach udaje mi się wyciszyć, to bardzo szybko zasypiam. Takie samodzielne wprawianie się w trans, najprawdopodobniej po prostu przestraja mózg z fal beta (tych operacyjnych, w stanie czuwania), w fale teta (te do zasypiania i medytacji).
Alternatywna fabuła
Przyznaję, że to już metoda z której mniej korzystam obecnie. Za to będąc nastolatką budowałam sobie swoje historie bardzo często. Niestety część grafomańsko spisałam. Ale z perspektywy czasu myślę sobie, że byłam bardzo sprytnym dzieckiem, które wykorzystało narzędziowo swoją bujną wyobraźnię. A eskapizm w swoje własne światy to ani nic nowego ani dziwnego. Mnóstwo ludzi buduje sobie swoje własne, często bardzo rozbudowane fabuły, które stanowią alternatywę do świata realnego. I są właśnie odpoczynkiem od problemów. Z domieszką boskich mocy, bo w końcu w swojej wyobraźnie mogę wszystko.
Tak więc zbudowanie sobie jakiejś swojej własnej, bohaterskiej fabuły i prowadzenie jej przed snem, często tak mnie rozluźniało, że zasypiałam. Najczęściej oczywiście w najciekawszym momencie odcinka swojego prywatnego serialu. Ale clifhangery to ogólnie zmora dzieł filmowych, więc trudno – wrócę do tematu następnego wieczora.
Nie kombinuję
Jak widać więc, moje 3 sposoby na problemy z zasypianiem opierają się na prostych rozwiązaniach. Nie zastępują zdrowego stylu życia, ale pomagają do niego wrócić. Wyspana jestem dużo bardziej zmotywowana do zrównoważonego działania. Nie zastąpię też w ten sposób zdrowej rutyny, na pewno nie długofalowo. Ale jako narzędzia wspierające, myślę że warto mieć kilka takich rozwiązań, na mniej optymalne okresy w życiu. Chociaż powiem szczerze, że nawet nie chcę myśleć, jak sobie radzą rodzice małych dzieci. To musi być już pozom ekspercki.