
Tak jak już z resztą ostatnio mówiłam, nie wyrabiam się za bardzo z ogarnianiem mojego życia. Chociaż robię co mogę. Dlatego między innymi wypuszczam film późnym wieczorem. Czego jak czego, ale tego co przydatne w listopadzie nie odpuszczę.
Sweter typu namiot
W listopadzie to był przydaś, który miałam cały czas pod ręką. Sweter typu namiot z merynosów grzał mnie przez ostatnich kilka tygodni i coś czuję, że w najbliższym kwartale się to nie zmieni. Owijanie się nim za bardzo weszło mi w nawyk. Sprawdził się w zimnym biurze, wędrówkach po mieście, na kanapie i gdy odwiedzaliśmy znajomych. Pasuje mi do wszystkiego, a soczysty kolor dodaje mi nieco energii. Chociaż jak mam być szczera, to już mi chodzi po głowie zakup drugiego, być może w nieco bardziej stonowanym kolorze.
Futrzana bomberka
Futrzaną kurtkę kupiłam nieco z przymrużeniem oka. Po prostu była niesamowicie miła w dotyku, a okazała się prawdziwym hitem. Przede wszystkim, zaskakująco dobrze chroni przed zimnym wiatrem. Mimo, że jest w całości wykonana z poliestru. Bardzo dobrze sprawdza mi się podczas lekcji jazdy samochodem. Dała radę nawet kilka minut na deszczu. Doskonale grzała mnie o 6 rano w drodze do pracy. Jestem dość mocno w szoku jak bardzo mi pasuje. Ale może po prostu się starzeję.
Gumka Frixon
To był typowy, impulsywny, kaprysowy zakup. Dorobiłam się gumki do ścieralnych długopisów. Nie jest to jakiś totalny niezbędnik. Każdy Pilot frixon ma gumkę na końcu. Jednak ta ma większą powierzchnię i wygodniejszy chwyt. Dlatego dobrze ściera się nią większe partie tekstu czy linie bądź tabele. Myślę, że całkiem się polubiłyśmy i okazało się to czymś co było zaskakująco przydatne w listopadzie.
Kokosowa mgiełka Miya
Miya to zdecydowanie jedna z tych firm, które kupuję nawet w ciemno. Uwielbiam ich krem różany, więc będąc ostatnio w Polsce zaopatrzyłam się w kokosową mgiełkę. Podejrzewam, że to zawartość aloesu, ale zostawia na skórze bardzo przyjemne wrażenie. Nawilża i nie daje tego charakterystycznego poczucia ściągnięcia jak to robią niektóre inne mgiełki. Jest też coś w tym zapachu takiego, że po prysznicu mam ochotę cała się nią wypsikać. Może to po prostu ten wakacyjny zapach w środku zimy.