porażka

Wiele lat zanim wyjechaliśmy wiedziałam, że chcę mieszkać za granicą. Taki był nasz plan żeby wyjechać. I chociaż na początku nie było łatwo, bardzo polubiłam Belgię, szczególnie z jej deszczową pogodą, czekoladowo-frytkową kuchnią i niesamowitą mieszanką kulturową. Ale jak wszędzie, od czasu do czasu miewam przygody dnia codziennego. I tym razem chcę Wam opowiedzieć o tym jak też może wyglądać życie w Belgii. Nie zawsze łatwo, szczególnie jak przydarzy się językowa porażka 🙂

Jestem tu gościem

Od zawsze miałam z tyłu głowy, że jestem w tym kraju gościem. Moim zadaniem jest dostosować się do tego miejsca, ludzi i ich zwyczajów. Było dla mnie oczywistym, że kluczowe będzie nauczenie się języka. Bez komunikacji nigdy naprawdę nie dam sobie tu rady. Chociaż jest sporo ludzi, którzy całe lata żyją w Belgii, szczególnie w Brukseli i nie znają żadnego z urzędowych języków. A jest ich kilka – holenderski, niemiecki i francuski. Zdecydowałam się na naukę tego ostatniego i dokładnie to zaczęłam robić dwa lata temu.

Doskonale zdaję sobie sprawę, że moje umiejętności językowe dalej pozostawiają wieeele do życzenia. W takich warunkach językowa porażka to po prostu pewniak. Chociaż mówiąc szczerze, z czasem widzę poprawę. W wielu sytuacjach na co dzień sobie radzę. Głównie dlatego, że w znakomitej większości trafiam na miłych, cierpliwych lokalsów. Ale właśnie niekoniecznie zawsze….

Wyjątek

W ostatni piątek wybrałam się do gminy żeby załatwić dalszą część formalności w kwestii prawa jazdy. Raniutko, pierwsza w kolejce, z kompletem papierów przystępuję do dzieła i moim mocno nieidealnym francuskim próbuję załatwić sprawę. Niestety trafiłam na jednego z tych frankofonów (ludzi mówiących po francusku), który nie przepada za takimi jak ja. To jest z resztą największa różnica, którą obserwuję między nauką angielskiego kilka temu a francuskiego. Brytyjczycy czy Amerykanie są przyzwyczajeni do tego, że ich rozmówcy mogą mieć językowe problemy. I zwykle reagują chęcią pomocy, mówią wolniej, prościej i generalnie próbują się dogadać. Z frankofonami idzie mi ciężej. Zwykle poproszeni o powtórzenie wolniej, zaczynają mówić więcej i szybciej. Taka uroda 🙂

Tak też było w tym przypadku. Dodatkowo sprawę komplikował jeden z moich dokumentów w języku holenderskim. Finalnie po kilkunastu minutach, w akcje desperacji, zapytałam czy możemy spróbować po angielsku. I to był mój największy błąd! Z krzyków w odpowiedzi zrozumiałam niewiele, ale mniej więcej tyle, że tu jest Belgia, mam mówić po francusku, ewentualnie holendersku albo sobie iść. Finalnie jakimś cudem między krzykami sprawę załatwiliśmy, ale łatwo nie było. Na koniec podziękowałam panu i życzyłam miłego dnia (oczywiście po francusku!), ale pan urzędnik jedynie odwrócił się do mnie plecami. Niezbyt przyjemnie.

Nauka z tej życiowej lekcji

Czy mogłam się tego wszystkiego spodziewać? Pewnie tak. Aczkolwiek mówiąc szczerze, moje poprzednie wizyty w gminie były znacznie przyjemniejsze. Zwykle pracownicy starali się ze mną dogadać nawet jak szło nam opornie. Wiem też z doświadczenia, że jeżeli ktoś ma odrobinę empatii i cierpliwości, dajemy rade. Tydzień wcześniej podjęłam wyzwanie i załatwiłam pobieranie krwi wyłącznie po francusku. Przemiłe recepcjonistka i pielęgniarka jakoś dały radę z moimi błędami gramatycznymi. W gminie ewidentnie poniosłam porażkę.

Najpierw się tym nieco załamałam. Ale postanowiłam z tej życiowej lekcji wyciągnąć naukę. Traktowanie kogokolwiek w ten sposób nie jest według mnie w porządku. Dlatego postanowiłam napisać formalną skargę do burmistrza. W tym celu odbyłam bardzo produktywną lekcję francuskiego z pisania listu formalnego! Co wcale nie jest takie łatwe. Nauczyłam się wielu użytecznych zwrotów, pokorzystałam z różnych trybów i czasów. Finalnie jednak wyszło na dobre 🙂

Wysłać czy nie wysłać?

Przyznam, że na tym etapie już na tyle przepracowałam to doświadczenie, że głównie mnie ono już bawi. Jest coś absurdalnego w obrażaniu się na obcokrajowców w Brukseli, najbardziej różnorodnym kulturowo mieście w Europie. Finalnie sprawy idą naprzód a moja językowa porażka nauczyła mnie czegoś ciekawego. Jedynym co pozostaje mi do zrobienia jest zdecydować, czy tę skargę finalnie wysłać. A Ty, co byś zrobiła na moim miejscu :)?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *